czwartek, 21 lipca 2016

Hej!

Już wczoraj chciałam coś tutaj napisać, ale internet w mieszkaniu tylko mnie zdenerwował, więc sobie odpuściłam. Także nadaję do Was prosto zza biurka! Na szczęście dzień mam wolniejszy, więc mogę sobie pozowlić na takie oderwanie:)
Nie piszę często, bo po prostu nie zawsze jest o czym.
Zmieniłam pracę. W styczniu byłam u skraju wytrzymałości w tamtym miejscu. Był płacz, duuużo płaczu i rozpaczy. Później sytuacja lekko się uspokoiła, ale wiecie jak jest- kiedy ktoś zrobi Ci krzywdę to nie ma szans, żeby nagle się z nim kumplować. Trakowałam te osoby z ogromnym dystansem, wykonując swoje obowiązki. Umowa kończyła się z ostatnim dniem czerwca i nawet przez myśl nie przeszło mi, żeby pisać podanie o jej przedłużenie. Nawet nie wyobrażacie sobie ich min kiedy w końcu przyparta do muru powiedziałam, że nie. Naprawdę nie wyobrażam sobie dalszej współpracy z nimi. Nawet nie wiecie jaka ulga kiedy stamtąd wyszłam!
Zaraz po tym pojechałam na 3 dni nad morze do mojej przyjaciółki, posiedziałam trochę w domu u rodziców i trzeba było wracać.
W nowej pracy jest naprawdę okej. Wiem, że będzie różnie, bo na pewno przyjdą stresowe sytuacje, ale czuję, że będzie w porządku. Oczywiście najchętniej spałabym sobie do południa (wiadomo, że nikomu nie chce się wstawać o 6) czy siedziała i leniła się:) Strasznie ciężko pogodzić mi się z myślą, że już nigdy nie będę miała wakacji tak prawdziwych jak uczeń czy student! No ale nic, życie!
Ogólnie jestem na takim dziwnym etapie w życiu, bo bardzo chciałabym, żeby pewne rzeczy się określiły. Wiecie- najchętniej to ja wróciłabym do siebie do miasteczka, żyła tamtejszym życiem, tam pracowała. Ale pracę mam tutaj i rezygnacja z niej, kiedy wiem, że tam nie mam tak dużych szans byłaby głupotą. Z drugiej strony tutaj mam tylko pracę i garstkę znajomych. I to moje życie wygląda mniej więcej tak: praca, czasami siłownia, jakaś impreza, mieszkanie. Nie jestem emocjonalnie związana z tym miejscem, ale jest pare rzeczy, które bardzo mi się podoba. Najlepiej byłoby, żebym mieszkała w swoim miasteczku, a w nim były te rzeczy, które podobają mi się tutaj:P Wiem, że to tak głupi problem, ale ja go mam!:) Wracając do punktu wyjścia! Chciałabym, żeby wydarzyło się coś, a raczej ktoś, kto może nie zmusi, ale w pewnym stopniu wpłynie na bieg tego wszystkiego. Np. pojawia się facet i wtedy ja podejmuję decyjzję co dalej, bo bardzo chcę być z nim. Na razie jestem na takim etapie, że co chwilę coś przychodzi mi do głowy, ale jednak staram się myśleć w miare rozsądnie. Z drugiej strony jak sobie pomyślę, że rezygnuję z czegoś dla tego ktosia, dokonuję pewnych zmian, a tu nam się nie udaje to jestem przerażona. Jezu co ja mam w tej głowie, naprawdę:P
W przyszłym tygodniu będę adoptować królika. Mam w pracy koleżankę, która jest wolontariuszem w króliczym zakątku. Zaczęło się od jej opowiadań, przeglądania profilu na facebooku, a skończyło na tym, że wczoraj jak zobaczyłam Alvina to od razu chciałam go mieć! W sobotę jestem umówiona z kobietą, która ma mi wszystko wyjaśnić itp. Bardzo chciałam mieć psa, ale tutaj mieszkam w bloku i chociaż mam współlokatorów, którzy bardzo chętnie mieszkaliby również z moim czteronożnym przyjacielem, problem mógłby pojawić się podczas zmiany mieszkania. Przecież nie wszyscy właściciele (z resztą to rozumiem) życzą sobie, żeby w ich mieszkaniu mieszkał pies, któremu różne rzeczy mogą przyjść do głowy. Poza tym nie chciałabym, żeby siedział samotnie przez ponad 8 godzin. Ale kiedyś na pewno!
Od jutra sama będę królikiem, ale doświadczalnym. Jutro zaczynam testowanie pewnego produktu. Będzie to trwało 9 dni i ma na celu oczyścić organizm z toksyn. Jestem uprzedzona do takich rzeczy, ale nie bardzo potrafię odmawiać kiedy ktoś prosi. I chodzi o oczyszczenie organizmu z toksyn, a nie pozbycia się kilogramów, więc zachowajcie spokój, to nie żaden dziwny specyfik (nie wierzę w takie rzeczy.) W przyszłą niedzielę dam znać o moich odczuciach:)
Skończył mi się karnet na siłownię i trochę mi też ostatnio do niej nie po drodze. Ale codziennie chodzę do pracy i wracam do mieszkania. W jedną stronę około 25 minut. No i kiedy tylko dorwę psa siostry, spacerujemy około 2 godzin. A to duże psisko i z zapędem, więc tempo mamy niezłe:) Do tej pory byłam przekonana, że w pokoju nie znajdzie się miejsce, żeby poćwiczyć, ale widzę, że naprawdę jak chce się znaleźć wymówkę, to ona sama się pojawi. Miejsce jest! Więc mogę odpalać mojego kata- Mel B:)

Miałam chyba jeszcze coś napisać, ale wypadło mi z głowy.
Chociaż nie komentowałam, to czytałam co u Was. Widzę, że wiele z Was też już dawno nie pisało:)
Buziaki!:*

niedziela, 10 kwietnia 2016

Czy Wy też odnosicie wrażenie, że w myślach dużo łatwiej rozmawia się z ludźmi? Np. doskonale wiecie co powiedzieć, w jaki sposób się wyrazić itp., a kiedy przychodzi co do czego, kompletnie się gubicie. Ja zaliczyłam taki pokaz dzisiaj, ale nie był to pierwszy raz, a kolejny, kiedy czułam się jak kompletna idiotka. Może idiotka to za duże słowo, ale te wszystkie wątki, które w moich myślach wydawały się zawsze tak idealne, nagle gdzieś się ulotniły i pozostało mi tylko nerwowe przenoszenie ciężaru ciała w nogi na nogę i zdrapywanie naklejki ze szklanego opakowania na kawę. Zawsze po takiej akcji wracam do domu i znowu myślę co ciekawego mogłam powiedzieć i jak inaczej mogła wyglądać ta rozmowa. Mam wtedy zawsze ochotę zapaść się pod ziemię. Dzisiaj jest identycznie!
Ten weekend ogólnie był dziwny. Nie wiem czy to zmęczenie czy ogólna bezsilność sprawiają, że wyładowuję całą swoją negatywną energię na bliskich. Po dwóch tygodniach jadę do domu, cieszę się na ten wyjazd, a pokazuję rogi przy pierwszej możliwej okazji.
Nie mogę się doczekać końca czerwca. Nareszcie skończę pracę w tym mordorze (moja obecna praca) i... No właśnie, to "i". Okrutnie się boję, że trafię jak z deszczu pod rynnę. Na pewno macie już dosyć moich rozterek dotyczących pracy, lęków itp., dlatego powrócę do tego tematu, kiedy skończy mi się umowa w mordorze i nastąpią pewne zmiany.
W najbliższy weekend zaczynam sesję. Tzn. egzaminy zerowe, ale jeżeli dobrze pójdzie, pod koniec maja miałabym już wolne od uczelni. Oczywiście zbiega się to z midtermem z angielskiego, ale mam zamiar ogarnąć wszystko i jednocześnie nie rezygnować z siłowni.
Moja mama zauważyła, że bardzo nie leżą mi obecne studia, ale w związku z moimi różnymi przygodami związanymi ze studiowaniem, mam zamiar je skończyć i po przedyskutowaniu z tatą, stwierdziła, że powinnam jednak iść w kierunku tego, co mnie interesuje. Chociaż jeszcze chwilę temu zapierałam się, że jak za rok obronię magistra, odstawiam edukację! Pewnie jeżeli czytacie moje wpisy, myślicie, że jestem typem człowieka, który ciągle we wszystkim doszukuje się problemu. Ale ja sama jestem przerażona tym, że to wszystko się tak plącze. Naprawdę nie wiem jak to jest, że zdawałam maturę prawie 6 lat temu, a od tego czasu wszystko tak się pokomplikowało. Uwierzcie mi, dałabym wszystko, żeby wrócić do końca gimnazjum, wybrać inne liceum i profil klasy, a później studia. No, ale o tym to ja mogę sobie tylko pomarzyć.
Tak sobie myślę... Jaki to wszystko co się działo i dzieje ma cel? I czy kiedykolwiek siądę i powiem: "Teraz jest idealnie, to było tego wszystkiego warte".
Zaczął się 3 miesiąc siłowni (oczywiście z różną częstotliwością chodzenia tam) i dopadł mnie kryzys. Często mi się nie chce, szukam wymówek.
Stwierdziłam ostatnio, że jestem uzależniona od słodyczy i chyba jedynym wyjściem będzie zupełna rezygnacja z nich.
Buziaki dziewczyny!:* Postaram się, żeby kolejny wpis miał więcej sensu;)

czwartek, 24 marca 2016

Cześć dziewczynki!
Poprzedni post pisałam ponad 2 miesiące temu i doskonale pamiętam jak wtedy się czułam. Dwa dni po jego napisaniu, wybrałam się do mojej siostry, która miała wtedy dyżur w pracy. I chociaż miałam lekko ponad godzinę, zebrałam się i powiedziałam jej w jakiej jestem sytuacji. Wysłuchała mnie i obiecała, że zrobi wszystko co się da, żeby pomóc mi w rozwiązaniu tego problemu. Oczywiście nie ma możliwości, żebym wróciła do miejsca, w którym czułam się najlepiej. Myślałam nad wolontariatem właśnie tam, ale boję się, że pokona mnie brak czasu. Nie chciałabym zagwarantować swojej dyspozycyjności, a później odmawiać, bo to nie w porządku. Poza tym rozstanie z tym miejscem, ludźmi było czymś, z czym do chwili obecnej trudno jest mi się pogodzić. Mam poczucie, że nie wykorzystałam wtedy wielu szans i to wszystko się zemściło. Odwiedzam moich znajomych przynajmniej raz w miesiącu, ale zawsze kiedy stamtąd wychodzę radość miesza się z pewnego rodzaju smutkiem. W obecnej pracy umowę mam do końca czerwca. Muszę zacisnąć zęby i wytrzymać. Mam nadzieję, że później będzie już tylko lepiej.
Nie piszę zbyt często, bo nie bardzo mam kiedy. Pracuję od poniedziałku do piątku. Wychodzę do pracy po 6, a wracam po 15. Dwa razy w tygodniu mam angielski, więc do mieszkania wracam około 21. W inne dni staram się pójść na siłownię. Niby tylko na 1,5 godziny, ale dojazd, powrót, przebranie się itp. to dodatkowy czas. Ostatnio jeszcze zmieniałam mieszkanie, więc nawet nie wiem gdzie podział się ubiegły tydzień. Ale znalazłam! I uważam, że ten pokój po prostu na mnie czekał! Nie widziałam zbyt wielu mieszkań, bo obecnie ciężko jest cokolwiek znaleźć, a jeżeli są już jakieś ogłoszenia, to uwierzcie mi- wołają o pomstę do nieba. Znalazłam to ogłoszenie i zadzwoniłam, ale przekonana byłam, że pokój jest już wynajęty, bo ogłoszenie nie było najnowsze, poza tym nikt nie odbierał. Po kilku godzinach oddzwoniła do mnie jedna z lokatorek, a wieczorem po spotkaniu z nią i obejrzeniu mieszkania wiedziałam, że chcę tam mieszkać. Po pierwsze to dzielnica, którą najbardziej lubię, po drugie mieszkanie jest naprawdę fajne, zadbane i po trzecie, najważniejsze!! Mieszkają tutaj sympatyczni ludzie. Co prawda mieszkam tutaj niecały tydzień, więc czuję delikatne skrępowanie, ale naprawdę są bardzo fajni.
Z przyjemnych rzeczy, które działy się jeszcze w ostatnim czasie, był niewątpliwie wyjazd do Londynu. Byłam tam prze 3 dni i jestem zachwycona! Może nie na tyle, że mogłabym rzucić wszystko, spakować się i wyjechać na całe życie, ale podobało mi się tam tak bardzo, że te kilka dni to było za mało i żałowałam, że nie mogę tam zostać na coś w stylu au-pair. Uważam, że w ogóle powinnam spędzić jakiś czas na właśnie tego typu zagranicznych wyjazdach w różnych krajach! Bo uwielbiam dzieci, języki obce i nowości. Kiedyś nawet byłam przekonana, że wyjadę na stałe za granicę i tam spędzę resztę życia. Wtedy akurat chodziło o Niemcy, bo jestem z tym państwem związana od dziecka. Ale rok temu zachwycił mnie Rzym, a w tym roku właśnie Londyn. No i moim marzeniem jest podróż po Stanach! Jednak szybko uświadomiłam sobie, że jestem baaardzo związana z Polską, domem, rodziną, przyjaciółmi. Lubię ten nasz pokręcony kraj i właśnie dlatego au-pair byłoby doskonałym rozwiązaniem.
Jeżeli chodzi o dietę, nie jestem regularna (czyli standard). Ale przynajmniej trzy razy w tygodniu jestem na siłowni. Znalazłam w końcu doskonałe miejsce. To nowo otwarty klub, więc ludzi nie było zbyt dużo. Oczywiście na początku, więc mogłam zmierzyć się z własnym strachem w stylu "Ale przecież ludzie będą patrzeć, komentować; Nie wiem w jaki sposób działają sprzęty i jak z nich prawidłowo korzystać." I takie tam. Chyba już kiedyś pisałam, że właśnie w bieganiu czy wyjściu na siłownie powstrzymywało mnie zawsze to, że ktoś patrzy. I nie daj Boże jeszcze gdyby skomentował. To właśnie zamykało mnie w czterech ścianach i sprawiało, że ćwiczyłam tylko w pomieszczeniach. Trafiłam w miejsce, gdzie jest naprawdę fajna atmosfera, każdy pomocny. Już w pierwszym tygodniu poznałam działanie maszyn i chociaż było mi okrutnie ciężko się przełamać, na dzień dzisiejszy nie patrzę czy na sali jest jeszcze jakaś dziewczyna czy może sami faceci- po prostu idę i ćwiczę. Często spotykam się tam z moją koleżanką, więc czas leci bardzo szybko.
Oczywiście to nie znaczy, że teraz jestem innym człowiekiem! Mam jeszcze te swoje zapędy do chowania się przed całym światem. Myślę, że taka po prostu jestem i to się pewnie nie zmieni ot tak.
Jeszcze wracając do diety, po świętach chciałabym wprowadzić pewne zmiany. Ale nie tylko ze względu zgubienia kilogramów, ale po prostu samopoczucia. Ostatnio mama i siostra zwróciły uwagę, że posiłki ciepłe zjadam tylko podczas weekendów w domu, czyli co dwa tygodnie. Przez cały tydzień i podczas weekendowych zjazdów na uczelni jestem na tzw. suchym i szczerze, mam już trochę dosyć takiego jedzenia. Chciałabym zacząć sobie gotować, bardziej zwracać uwagę na zdrowe jedzenie. Po prostu dla zdrowia, lepszego samopoczucia.
Chyba miałam napisać jeszcze dużo innych rzeczy, ale wypadły mi z głowy:)
Do napisania! (mam nadzieję, że tym razem nastąpi to wcześniej niż za 2 miesiące. Buziaki:*

wtorek, 12 stycznia 2016

2016

Hej!
Trudno jest opisać co słychać, bo nie piszę tutaj regularnie, więc ciężko mi nagle wylać z siebie wszystko. Jestem w pewnym dołku związanym z pracą, w dodatku dochodzi stres związany z sesją i w po prostu studiami. Jutro spotkam się z moją siostrą i chciałabym z nią porozmawiać właśnie na temat pracy. Chciałabym naprawdę i mam nadzieję, że nie stchórzę. Mam wrażenie, że żyję ostatnio w takiej próżni, każdy dzień wygląda tak samo. Z tego wszystkiego nie mogę usnąć, a nawet jeżeli mi się udaje, to na pewno nie ze spokojem w głowie. Jestem w szoku, bo od lipca to miał być przełomowy rok, rok szansy (przynajmniej ja tak sobie to wyobrażałam). Nie wiem dlaczego tak to się pokomplikowało. Od połowy października przechodzę niezłą szkołę i przez to jestem chyba najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dużo się nauczyłam. Chociaż w sumie nie, bo ja to wiedziałam. Tylko utwierdziło mnie to w przekonaniu, że możesz mieć wygodną pracę, ale kiedy ludzie są źli, nie będziesz czuł satysfakcji. Mój Boże, dziewczyny, ja nigdy w moim życiu nie spotkałam tylu złych ludzi. Jestem w szoku, bo uważałam, że ludzie są dobrzy, a zobaczyłam ich najgorsze oblicze. Jest tylko jedno miejsce, w którym czułam się dobrze, właśnie ze względu na ludzi i dlatego chciałabym tam wrócić. Boję się jednak, że nie będzie już możliwości i nie mam pojęcia co wtedy zrobię.
Opisałam może to tak ogólnie, że wyobrażacie sobie, że to błaha sprawa. Dla kogoś o innym charakterze niż mój może taka właśnie jest. Ja obecnie przeżywam tak fatalny okres, że nawet nie potrafię tego opisać. I jak wybijała godzina 0, wszyscy się cieszyli, że nadszedł 2016, możliwe będą zmiany, to ja byłam niewzruszona.
Jeżeli chodzi o o inne sprawy, jem i ćwiczę regularnie. Przynajmniej staram się, żeby wpaść w taki rytm. Przez najbliższe 3 tygodnie może być to lekko zaburzone, bo muszę uczyć się na najbliższe zjazdy i nadchodzące egzaminy.
Od kilku tygodni jestem cały czas chora. Przeziębienie raz jest silniejsze, czasami lekkie, ale nie odpuszcza.
Wiem, że wpis jest bardzo chaotyczny i dołujący, ale tak obecnie to wszystko wygląda. Naprawdę ostatnio już nawet zaczęłam się zastanawiać czy to może jest kara od losu.
I naprawdę nie piszę tego po to, żebyście mnie pocieszały, bo nie o to chodzi. Po prostu chciałam, żebyście mniej więcej miały pojęcie jak to wszystko wygląda.

Piosenka mojego życia
Kiedyś oznajmiłam przyjaciółce, że będzie to piosenka na pierwszy taniec na weselu:)) (jeżeli kiedykolwiek będę miała możliwość wyjścia za mąż)

Wiem, że jest już prawie połowa stycznia, ale nie miałam okazji. Z całego serca życzę Wam wszystkiego co najlepsze w tym roku. Chociaż w sumie nie tylko w tym roku, tak po prostu. Niech spełniają się Wasze marzenia, bądźcie szczęśliwe! I zdrowia kochane!

Buziaki, trzymajcie się! Ściskam:*

Edit: 13.01.2016
Oczywiście nie pisnęłam o mojej sprawie ani słowem. Złożyło się na to kilka rzeczy. Po pierwsze, bo najważniejsze, moja siostra poinformowała mnie, że jest w ciąży. Cudowna wiadomość, jestem szczęśliwa i marzę, żeby urodziło się zdrowe maleństwo. Po drugie miałyśmy niecałe 45 minut na całą rozmowę i zanim się zorientowałam, zadzwonił jej mąż, że już czeka. No i przyczynił się też do tego mój strach. Najgorsze, że teraz rozmowa na żywo się odwlecze, więc prawdopodobnie zdecyduję się porozmawiać z nią o tym przez telefon. Mimo wszystko, to była przyjemna rozmowa:) Swoje sprawy zostawię na jutro.

sobota, 28 listopada 2015

...

Mam ostatnio kryzys. Już nawet nie chodzi o dietę, ćwiczenia... Raczej o studia, pracę, przyszłość. W tym roku dostaję taki zimny prysznic i masę nieprzyjemnych doświadczeń, które uświadamiają mnie, że to "dorosłe życie" nie jest kolorowe. Zbliża się grudzień, mój ulubiony miesiąc w tej części roku. Moje urodziny, święta, śnieg, dom. I chociaż cieszę się na to wszystko bardzo, radość minimalizuje mi dziwny niepokój. Naprawdę czasami dopada mnie taki dół, chce mi się zaszyć w domu u rodziców i nie robić zupełnie nic. Kiedyś przeczytałam, że żeby spełniać swoje marzenia, trzeba najpierw określić o czym się marzy. Ja mam taki problem, że ciągle coś mi się zmienia. Bardzo też sugeruję się innymi, tym co oni robią. To zawsze wydaje mi się super i lepsze od tego co ja aktualnie robię. To miał być taki przełomowy rok. Najlepszy. A powtarza się to co było kilka lat temu...
Wiem, że wpis jest bardzo depresyjny, ale aż tak fatalnie nie jest- spokojnie! To tylko takie moje marudzenie. Spędzam wolny weekend w domu, a że dzisiaj ostatki to spotykam się z moją przyjaciółką. Bawcie się dobrze!

środa, 16 września 2015

.

Ten dzień kompletnie mnie sponiewierał. Nawet nie potrafię znaleźć konkretnej przyczyny, ale z pracy wracałam ledwo sunąc nogami. Mimo wszystko poszłyśmy z koleżanką pobiegać. Niestety dzisiaj nie było już tak kolorowo, szybko się męczyłam. Biegłyśmy około 25, może 30 minut. Najważniejsze jednak, że w ogóle ruszyłyśmy:)
Ten balsam ujędrniający Lirene, o którym kiedyś pisałam bardzo ładnie pachnie, ale ma niekoniecznie fajną konsystencję. Tamten jabłkowy bardzo szybko się wchłaniał, ten natomiast jest w formie żelu i wszystko się do niego klei. Ciekawa jestem jego działania w połączeniu z ćwiczeniami itp., ale to dopiero drugi dzień jego stosowania, więc na razie o nim tyle:D
Dużo ostatnio myślałam o diecie i tym wszystkim. Trochę jest to tak, że zawsze robiłam to bardziej dla innych niż dla siebie. Stąd też popadanie w te restrykcyjne diety i duże ilości ćwiczeń. I za każdym razem po takiej porażce było mi głupio nie wobec siebie, ale bardziej wobec innych, taki wstyd. Bardzo mi zależy, ale chyba powinnam robić to wyłącznie dla siebie i mieć w nosie innych. Wiem, to egoistyczne, ale przecież to dotyczy wyłącznie mnie. Dziwne, bo chociaż sama nie postrzegam ludzi w ten sposób, to wychodzę z założenia, że na mnie ludzie patrzą przez pryzmat wagi. Nie wyglądu ogólnego, ale wagi. Tak już mam w tej główce zakodowane... I nie odbierzcie tego, że ja czuję się tak super w swoim ciele, że uważam, że jest ok, tylko coś tam coś tam. Nie, ja jestem świadoma, że bardzo chcę wyglądać inaczej. Ciągle jednak gdzieś siedzą we mnie takie niekoniecznie mądre rzeczy z przed kilku lat, kiedy to właśnie w głowie zrobiłam sobie taki, a nie inny pogląd odchudzania, czyli szybko i pyk. Cierpliwości nie mam w sobie za grosz. Ruszam z kopyta, jest super, a później wszystko wali się na łeb i szyję.
Buziaki!

wtorek, 15 września 2015

Bieganie to sztuka walki duszy.

Nawet nie wiem gdzie uciekł mi dzisiejszy dzień. Mimo tego, że z pracy wyszłam godzinę wcześniej niż powinnam, skończyło się na tym, że w mieszkaniu byłam po 19. Zapisałam się na angielski. Test poziomujący, a już szczególnie rozmowa były dla mnie ogromnym wyzwaniem. Moja grupa zaczyna za 3 tygodnie:)
BIEGAŁAM dzisiaj! Po powrocie do mieszkania przebrałam się w ciuchy, w których zawsze biegam, bo chwilę wcześniej umówiłam się z koleżanką na 20. Usiadłam i uleciały ze mnie resztki sił. Chciałam włączyć sprawdzone wyzwanie Mel B+ Tiffany, poćwiczyć w swoim tempie i mieć to z głowy. Ale zrobiło mi się trochę głupio, kiedy dostałam sms-a, że ona jest już gotowa. Po powrocie wróciłam pełna energii i satysfakcji, że jednak opuściłam mieszkanie. Dodatkowo moje domowe SPA nie odwlekło się o jeszcze jeden dzień. Wczoraj nie zdążyłam go zrobić i dzisiaj chciałam je przełożyć na jutro. Jednak po powrocie z biegania pomyślałam sobie, że fajnie będzie to zrobić.
I tak właśnie słucham Kingsów  i siedzę z maseczką na twarzy oraz maską na stopach:D Pomaluję jeszcze paznokcie i to będzie wszystko na dzisiaj.
Cieszę się też, że wybrałam bieganie, bo dzisiaj jest naprawdę ciepło i chyba warto zostawić sobie treningi youtubowe na chłodniejsze dni.
Chciałabym biegać w miarę regularnie. Nie przepadam za bieganiem w samotności, ale często z moją koleżanką nie możemy się zgrać i ciężko mi wtedy zebrać się i wyjść. Rano nie lubię, bo jest spory ruch na ulicach, z kolei wieczorem, kiedy biega mi się bardzo fajnie- trochę się boję. Po obejrzeniu takiej ilości horrorów mam w głowie naprawdę niezłą kolekcję historyjek:P Ale zauważyłam dzisiaj, że trasą, którą biegłyśmy ciągle ktoś się porusza, więc to powinno mnie przekonać.
Im mniej zostało do końca września, tym szybciej lecą mi dni w pracy. Najbardziej będzie mi szkoda ludzi, bo niektórzy są naprawdę fajni.

Buziaki!